Komentarze: 0
Nie za bardzo wiem jak to wszystko działa, ale szczerze mówiąc - zupełnie mnie to nie interesuje. Właściwie nie mam pojęcia dlaczego decyduję się na ten głupi krok, ale lepsze to chyba niż tłamszenie tego w sobie.
Dziś mija 10 dzień od oznajmienia mi "nie chcę tego ciągnąć"...
Powinno być już chyba całkiem nieźle, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie byliśmy jakoś szczególnie długo razem (przynajmniej oficjalnie), jednak nie jest... Nie ma kwadransa, żebym nie myślał. Nie umiem robić niczego innego niż analiza. Teoretycznie to rozumiem - nie "podszedłem" Jej, nie ma się więc co ze mną "męczyć", robić coś wbrew sobie, udawać.W praktyce jednak nie umiem pojąć na co było te wspólne kilka miesięcy? Kładę się "z Nią", wstaję "z Nią", Ona towarzyszy mi we śnie, choć tak naprawdę dawno już zapomniałem czym on jest, to raczej takie nocne czuwanie. Tylko na co? Na co można czuwać, na co czekać, gdy z człowieka coś uleciało? Wiem - nie jestem wyjątkiem, prawie każdy to chyba przechodził, jednak ja popełniłem błąd "broniąc" się przed tym przez 33 lata, oczekując na "Nią".
Z boku musi to wyglądać na żałosne skamlenie. I pewnie tym jest, ale dlaczego nie potrafiłem się "obronić", kiedy stopniowo zaczęło mnie to wszystko wciągać? Czemu nie zrobiłem tego, co tak dobrze wychodziło mi przez 33 lata?
Mam nadzieję, że tu już nie zajrzę, a jeśli jednak najdzie mnie kolejna chwila słabości - będę miał dla siebie choć odrobinę korzystniejsze wieści.